piątek, 8 czerwca 2012

FANKA - CZ. 2


Przyjechałam do domu, było już późno, bo jeździłam chwilę bez celu. Odkąd się rozstaliśmy, moje życie diametralnie się zmieniło. Oczywiście na gorsze. Wyszłam na nasz ganek i usiadłam na bujanej ławce. Wzięłam sobie koc, zrobiłam drinka i paliłam papierosa za papierosem. Patrzyłam w niebo i zastanawiałam się dlaczego jestem aż tak beznadziejna.
-Idziesz już spać? - spytała Mattie.
-Nie, posiedzę tu jeszcze. - powiedziałam.
-Pobyć trochę z Tobą?
-Nie, idź spać. Potrzebuję chwili spokoju.
-Okej, ale nie siedź za długo. - powiedziała i weszła do domu.
Wypaliłam już chyba połowę paczki. Zaciągałam się, gdy pod nasz dom podjechał jakiś samochód. Ujrzałam jakąś szczupłą postać. Weszła na ganek i chyba się mnie trochę przestraszyła.
-Przyniosłam Ci. To chyba Twoje. - podała mi teczkę. Ahh tak, to były materiały do kolejnego wywiadu.
-Dziękuję. Eleanor jesteś wielka. - uśmiechnęłam się do niej. - Chcesz? - wskazałam na papierosy.
-Jasne. - podałam jej i obie zapaliłyśmy. -Czemu tak nagle wyszłaś? Powiedzieliśmy coś nie tak? - popatrzyła na mnie.
-Nie. To ze mną jest coś nie w porządku. - powiedziałam, ledwo tłumiąc łzy.
-Chcesz o tym pogadać? - spojrzała na mnie, a ja nie wiem dlaczego opowiedziałam jej o moim żalu, mówiłam jej to co czuję. Do tej pory wiedziała o tym tylko Mattie.
-Nie powiem Ci "nie przejmuj się", bo tak się nie da. Potrzebujesz czasu. - powiedziała.
-Ale ile jeszcze? - spojrzałam na nią cała we łzach.
-Nie wiem. To zależy tylko i wyłącznie od Ciebie. Idź kogoś poznaj. - zachęcała.
-Nie chcę żadnych związków, niczego. - odpowiedziałam.
-Nie każe być Ci kimś w związku, spotkaj się z jakimś kolesiem i tyle. Albo mam lepszy pomysł.
-Jaki? - popatrzyłam na nią dziwnie.
-Organizujemy imprezę, może masz ochotę wpaść? - spytała.
-Nie wiem, zobaczę. A kiedy?
-W przyszłym tygodniu. Daj mi swój numer to do Ciebie zadzwonię co i jak.
Podyktowałam jej ciąg liczb, a ona mi.
-Idę, bo Louis będzie narzekał, że długo mnie nie było. Pamiętaj, że możesz do mnie dzwonić o każdej porze dnia i nocy.
-Dzięki El. - uśmiechnęłam się.
Pożegnałyśmy się, a ja zostałam sama ze swoimi przemyśleniami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz