środa, 10 kwietnia 2013

COŚ ODE MNIE..

Wiem strasznie zaniedbałam tego bloga, ale nie wiem, chyba moja miłość do One Direction nie jest taka jak na początku. Owszem nadal ich słucham, ale nie jest tak jak kiedyś. Dorosłam i tyle. Nie wiem co mogę już pisać, podtrzymuje mnie jeszcze blog o Harrym. Mam nadzieję, że wena wróci i wreszcie będę mogła coś dla Was napisać, bo prawie miesiąc już tego nie robię :(

PRZEPRASZAM

Wasza

kissonme

xx

poniedziałek, 11 marca 2013

WYSTĘP - CZ.10 (OSTATNIA!!!)


Szybko wróciłam do zdrowia, gdyby nie Niall nie wiem czy dałabym radę. Dziś, prawie po tygodniu, mogłam opuścić szpital.
-Kiedy lecisz do domu? - spytałam mojego chłopaka.
-Nie wiem, na pewno nie teraz. - odpowiedział i wziął moją torbę.
Przed szpitalem było mnóstwo reporterów, krzyczeli masę pytań, jednych po angielsku, drugich po polsku. Myślałam, że nigdy nie przeciśniemy się przez ten tłum.
Weszliśmy do samochodu mojej mamy i odjechaliśmy prosto do Wieliczki. Przez korki zajęło nam to dwa razy więcej czasu niż przypuszczaliśmy.
W domu czekała na nas babcia z ciepłym obiadem. Poznała już Nialla, gdy ten przyjeżdżał tu odpocząć, bo wyganiałam go ze szpitala, bo pielęgniarki miały go już dość.
-Połóż się, będzie Ci wygodniej. - powiedział Niall.
-Jest dobrze, naprawdę czuję się już lepiej. - pogłaskałam go po policzku.
On nie odpowiadając na moją wypowiedź, pocałował mnie w policzek. Usiedliśmy przy stole, zjedliśmy, pośmialiśmy się. Muszę przyznać, że dni w szpitalu nie były takie złe, spędziłam więcej czasu z moim Niallerem.
-Poszłabym się położyć. - uśmiechnęłam się i odsunęłam krzesło.
-Zaraz do Ciebie dołączę, tylko pomogę sprzątać. - powiedział Niall.
Jejku, jaki on uczynny, skarb a nie chłopak.
-Niall, nie musisz, damy sobie radę. - odparła moja mama, a moja babcia przytaknęła, chyba się domyślała, co mówi moja rodzicielka.
-Okej. - zgodził się z nimi Blondyn i poszedł razem ze mną do mojego pokoju.
Położył się obok mnie i powiedział:
-Kochasz mnie?
-Tak, a Ty mnie? - zaśmiałam się.
-Tak, a bardzo?
-Bardzo, a Ty?
-Tak. - tym razem to on zaczął się śmiać.
-Nie powiem Horan, twórcza ta nasza rozmowa.
-My oboje jesteśmy udani. - wybuchnął śmiechem i przybliżył się do mnie. Delikatnie pocałował mnie w usta, a ja czułam, że odpływam gdzieś w sen. Słyszałam głos mamy.
-Wstawaj, już siódma! - ciągnęła mnie za piżamę.
-Co? - spytałam.
-Zaspałaś znowu, jak z resztą w każdy poniedziałek. - krzyknęła.
-Oj mamo, mamo. - wstałam z łózka i przetarłam oczy. Przypomniałam sobie o czym śniłam i nie mogłam uwierzyć, że to był tylko sen.
-No nic Horan, jeszcze wszystko przed nami. - powiedziałam do plakatu i poszłam do łazienki umyć zęby.

niedziela, 17 lutego 2013

WYSTĘP - CZ.9


Obudzili mnie wcześnie rano, abym pojechała na wszystkie badania. Odzyskałam czucie w rękach, to już było coś. Byłam prze szczęśliwa, natomiast nogi były jak kołki. Wieźli mnie na wózku, miałam dziwne badania, o których nawet nie miałam pojęcia.
Pobrali mi krew i momentalnie zrobiło mi się słabo, pielęgniarka kazała mi się nie patrzeć, bo nie chciała, abym zemdlała.
Około 11 wróciłam do sali. Mama miała przyjechać, więc przynajmniej nie będę się nudzić, pomyślałam. Gdy wjechałam do sali, moje oczy zaszkliły się ze szczęścia.
-Niall co Ty tu robisz? - spytałam, gdy chłopak porwał mnie w objęcia.
-Musiałem przyjechać, nie wyobrażasz chyba sobie tego, że zostawię Cię z tym wszystkim samą.
Tuliłam go do siebie cały czas. Nie mogłam uwierzyć, że mam tak kochającego chłopaka.
Pielęgniarka nas zostawiła i do końca dnia miałam czas wolny, no pomijając lekarzy, którzy mieli mnie później skonsultować.
-Jak Ty to zrobiłaś? - spytał Niall, gdy położył mnie na łóżku.
Opowiedziałam mu całą historię ze szczegółami. Martwił się biedny, tak samo jak ja.
-Zostawię was samych dzieciaki. Pojadę do Wieliczki, babcia ugotowała obiad, to Wam przywiozę. - uśmiechnęła się.
-Dzięki mamo. - posłałam jej buziaka w powietrzu.
Zapadła między nami niezręczna cisza. W końcu musiałam zapytać go o to, co mnie nurtowało.
-Czy jak już nigdy nie stanę na nogach, zostawisz mnie? - spytałam.
-Nie, zwariowałaś?! Kocham Cię. - powiedział te magiczne słowa.
-Ale to jest bardziej prośba. Nie chcę być dla Ciebie ciężarem. - opuściłam głowę na dół.
-Nigdy Cię nie zostawię. Nieważne czy będziesz chodzić czy nie. A po za tym, jeżeli tu nic nie zrobią, zabiorę Cię do najlepszych klinik na świecie. Będziesz jeszcze biegała, zobaczysz. - pstryknął mnie w nos.
-A jeżeli nie? Jeżeli będę musiała jeździć na tym czymś? - wskazałam na wózek. - Myślisz, że przetrwamy to?
-Nie wiem Al, ale to nie jest powód, abyśmy zrywali, więc nie myśl o tym, prześpij się. - uśmiechnął się.
-To chyba jednak nie będzie możliwe. - powiedziałam, bo zadzwonił mój telefon. - To Matts.
-No gdzie Ty jesteś? Wczoraj nie było Cię na gg, dziś nie ma Cię w szkole. Co się dzieje? Jesteś chora? - zasypała mnie pytaniami
-No tak jakby jestem chora. - odpowiedziałam.
-Jak to 'tak jakby'? - zdziwiła się.
-Jestem w szpitalu. - powiedziałam.
-Nie. Nie mów, że to Ty jesteś dziewczyną, którą karetka zabrała wczoraj ze szkoły.
-No tak, to ja. Widzę, że wieści szybko się rozchodzą. - zaśmiałam się.
-I co, co Ci jest?
-Nóg nie czuję, ręce już okej.
-To rąk też nie czułaś? Matko Boska. - krzyknęła.
-No już jest w porządku, Niall jest ze mną.
-Gdzie Ty leżysz? - pytała.
-W Krakowie.
-Aha, no to tyle dobrze, że Nialler z Tobą jest. Ja też wpadnę. Powiem Rachel wszystko.
-Okej, okej. - powiedziałam.
-Kończę, bo muszę ogarnąć wzory, mam zaraz sprawdzian z matmy.
-Trzymam kciuki, pa. - pożegnałam się z przyjaciółką. -Kocham Cię, wiesz? - powiedziałam nagle do mojego chłopaka.
-Wiem, ja Ciebie też. - zaśmiał się i pocałował mnie prosto w usta.

sobota, 16 lutego 2013

WYSTĘP. - CZ.8


3 miesiące później

Oficjalnie z Niallem byliśmy parą, aczkolwiek nie chwaliłam się tym za bardzo, wręcz przeciwnie, wolałam, aby to zostało póki co w tajemnicy, lecz się wydało. Nie chciałam kłamać, więc powiedziałam prawdę, a mój chłopak postąpił tak samo.
Nieller stara się przylatywać do mnie raz w miesiącu na weekend.
Dziś był już czwartek. Miałam dwie godziny wychowania fizycznego. Jako że był październik wuefistka powiedziała, że idziemy biegać na czas. Byłam zadowolona, bo bieganie było moją pasją od pierwszej klasy gimnazjum.
Rozgrzewka polegała na tym, że mamy obejść jedno kółko. Nie tego mnie uczyli na treningach. Nie odezwałam się, pomyślałam, że może się coś zmieniło, bo od roku nie biegam z powodu moich kostek. Najpierw zwichnęłam jedną, potem drugą, a potem znowu tę pierwszą. Lekarz powiedział, żebym lepiej przestała uczęszczać na treningi, ale na szczęście nie zabronił biegać mi w szkole.
Bieg się zaczął, a ja na początku czułam się świetnie. Biegłyśmy na 900 metrów. Pod koniec czułam, że coś jest nie tak. Ciężko mi się oddychało i słabo widziałam. Dobiegłam do nauczycielki, powiedziała mi mój czas, a ja ledwo wydyszałam, że mi słabo.
-Musisz przejść się kawałek. - odparła i dalej siedziała na ławce.
-Nic nie widzę. - krzyknęłam z przerażenia i usiadłam na ziemi,
Poczułam, że ktoś mnie łapie z tyłu, ale po chwili straciłam kontakt ze światem.
Obudziłam się w karetce pogotowia.
-Słyszysz mnie? - nade mną stała jakaś kobieta.
-Tak. - wymamrotałam i nadal nie mogłam złapać ostrości obrazu.
-Jedziemy do szpitala, Twoja mama jest w drodze.
Znowu poczułam, że moje powieki są ciężkie.
-Nie zasypiaj, halo! - mówiła głośno kobieta, ale to i tak nic nie dało. Po raz kolejny straciłam przytomność.
***
-Słyszysz mnie? - tym razem nade mną stał jakiś facet.
-Tak. - odparłam. Tym razem było lepiej, widziałam już dobrze.
-Pamiętasz co się stało? - spytał.
-Tak, biegłam, potem słabo mi się zrobiło, upadłam i urwał mi się film. W karetce rozmawiałam z jakąś kobietą.
-Dobrze, teraz Cię zbadam. - powiedział. - Co czujesz?
-Nic. - odpowiedziałam.
-Porusz nogami.
-Nie mogę. - powiedziałam. Łzy spłynęły mi po policzku. - Rąk też nie mogę unieść.
-Spokojnie, to pewnie chwilowe. - zapewnił mnie lekarz. - Zaraz przyjdzie do Ciebie mama, ja w tym czasie dzwonię do szpitala w Krakowie, bo nie mamy tu neurologii dziecięcej. Nie skończyłaś jeszcze osiemnastu lat, więc dlatego tam Cię posyłamy.
Mama weszła po chwili, starała się trzymać, ale widziałam, ale płakała.
Czułam się okropnie. Wszystko przed oczyma mi wirowało.
***
-Kiedy mi to wyciągniecie? - wskazałam na wenflon, który wkładała mi w szpitalu pielęgniarka.
-Jak lekarz stwierdzi, że nie trzeba podawać Ci kroplówek. - uśmiechnęła się.
-Jesteś głodna? - spytała moja mama.
-Trochę. - uśmiechnęłam się.
-Jak się czujesz?
-Trochę lepiej, nie wiruje mi nic przed oczami. Gdzie jest mój telefon?
-Proszę. - podała mi rodzicielka.
-Możesz sprawdzić, kto dzwonił?  - spytałam, bo nadal nie mogłam ruszyć górnymi kończynami.
-Jasne. - uśmiechnęła się. - Niall, Niall, Niall, Niall... - zaśmiała się.
-Ile razy dzwonił? - spytałam.
-Wooow 17. - zdziwiła się.
-Ma przyjechać w sobotę, ale w takim stanie, to chyba będzie lepiej jeżeli zostanie w domu. - posmutniałam.
-Skarbie, przecież wiesz, że może spać u nas, a do szpitala go zawiozę.
-Nie, nie chcę, aby widział mnie w takim stanie. Powiem, że po prostu mam bardzo dużo nauki na przyszły tydzień.
-Nie okłamuj go, bo stracisz jego zaufanie. Mówię Ci, wiem coś o tym i zaufaj chociaż raz starej matce.
-Okej... -  spuściłam głowę na dół. - Wykręcisz mi numer? - spytałam.
-Jasne, tylko jak ten Twój telefon się obsługuje? - zaśmiała się.
-Wciśnij tylko tutaj, mam go na szybkim wybieraniu.
Mama przyłożyła mi telefon do ucha, a ja czekałam, aż mój chłopak odbierze.
-Czemu nie odbierałaś? Przecież lekcje dawno skończyłaś. - powiedział od razu, gdy podniósł słuchawkę.
-Tak wiem, przepraszam. Bo wiesz... - zaczęłam mówić, ale miałam ogromna gulę w gardle. Źle się czułam z tym, że mogę już  nigdy nie poczuć nóg i rąk.
-Co się dzieje? - spytał.
-Nie no to  nic takiego. Po prostu nie możemy się spotkać w ten weekend, bo jestem w szpitalu. - powiedziałam.
-Co?! - krzyknął. - Co się stało?
-Naprawdę nic wielkiego. - odpowiedziałam.
Mama zabrała mi słuchawkę i w skrócie powiedziała o co chodzi. Byłam zła, bo nie chciałam go martwic.
Rodzicielka skończyła rozmowę, a ja naprawdę miałam ochotę jej coś zrobić.
-Nie wtrącać się następnym razem. - warknęłam.
-On ma prawo wiedzieć, jest Twoim chłopakiem.
-Mamo, nie wiem, czy to poważny związek.
-On zasługuje na prawdę. To jest porządny chłopak. - broniła Nialla.
-Skoro tak mówisz. - zaśmiałam się.
-Tak, bo tak jest. - powiedziała i mocno mnie przytuliła.

wtorek, 29 stycznia 2013

WYSTĘP - CZ.7


Pod wieczór zeszłam na dół żeby zrobić sobie herbatę. Chłopcy rozścielili swoje śpiwory w pokoju gościnnym, który był duży, miał jedną wersalkę, z tego co słyszałam uzgodnili, że będzie sprawiedliwie jeżeli żaden z nich nie zajmie kanapy.
Byłam ubrana w szarą piżamę, na nogach miałam kapcie pandy, a na głowie niedbałego kucyka. Słyszałam, że któryś z nich gra na gitarze i śpiewają. Zapewne brzdąkał Niall, ale mogłam się mylić, bo to naprawdę utalentowane chłopaki.
Z kubkiem herbaty, po cichu weszłam do nich. Śpiewali akurat last first kiss, Zayn kończył swoją zwrotkę. Włączyłam się do refrenu. Pięć par oczu było skierowane na mnie, ale nie przerywali swojej czynności. Po chwili ja to zrobiłam i pozwoliłam im dokończyć. Stanęłam koło okna, a oni przestali grac. Zrobiła się niezręczna cisza, którą po chwili przerwałam:
-Nie przeszkadzajcie sobie.
-Jak się czujesz? - wypalił Louis, a ja wybuchłam śmiechem.
-W porządku. - odpowiedziałam, a oni nie wiedzieli o co mi chodzi, w sumie ja też, ale często zdarza się, że mam ataki śmiechu.
-Słuchaj, my nie chcemy żebyś się gniewała, po prostu czasami trzeba skłamać. Wiem, że się zmieniliśmy, ale takie jest życie. Każdy się zmienia, czasami na lepsze, a czasami na gorsze i nic nie da się na to poradzić  - powiedział Zayn.
-Mylisz się. Jeżeli ten ktoś chce to może zawsze wszystko zmienić. Wam jest tak wygodniej, ale rozumiem. Nie chcę Wam robić wyrzutów, bo wiem, że zachowuję się w tym momencie jak księżniczka, ale taka już jestem. Gniewam się na kogoś, a potem ten ktoś odchodzi. Mogłabym to zmienić, ale chyba nie chcę. Jest mi wygodniej żyć samotnie. - uśmiechnęłam się smutno i usiadłam na podłodze.
-Może usiądziesz tu? - Niall wskazał miejsce obok siebie na śpiworze.
-Nie, dzięki.  - uśmiechnęłam się. - Gdy pierwszy raz Was posłuchałam, nie sądziłam, że stanę się Waszą fanką. Jednak życie mnie zaskoczyło. Miałam mnóstwo plakatów w pokoju, potem fascynacja nieco zeszła, wasze zdjęcia zostały zastąpione zdjęciami z Dubaju. Lecz na laptopie nadal mam mnóstwo Waszych piosenek, fotografii, stron na których czytam o najświeższych newsach. Wiecie jak się czułam, gdy Was poznałam? To było nie do opisania. A potem już się z Wami zżyłam. I myślałam, że Wy ze mną też. Oczywiście ja jak zwykle się mylę. - czułam, że moje oczy robią się szklane.
-Tylko nie płacz. - powiedział zatroskany Liam.
-Nie, nie będę. - uśmiechnęłam się. - Chcę powiedzieć, że mimo wszystko będę nadal Was szanować i wspierać. Widzieliśmy się dwa razy, teraz trzeci i gdyby nie rozmowy na skype, nie byłoby niczego. Jednak internet jednoczy ludzi. No i idąc do sedna to przepraszam za to co powiedziałam. Nie chcę żebyście stąd jechali, nie chcę was tracić, nawet jeżeli wy mnie traktujecie jak zwykłą fankę, którą poznaliście.
-Dziewczyno, masz najlepszy głos na świecie, a ta mowa była genialna. - podszedł do mnie Louis i mocno mnie przytulił, a ja, jak to ja, zaczęłam płakać.
-Mówiłaś, że nie będziesz! - zaśmiał się Lou, ale i tak mocno mnie do siebie tulił.
-Już skończyłam. - powiedziałam po chwili i otarłam kąciki oczu od łez.
-Między nami w porządku? - spytał Harry.
-Tak. - uśmiechnęłam się i wstałam z podłogi. - Śpijcie już, czeka nas sporo zwiedzenia. A propos na ile zostajecie?
-Mamy cały tydzień kochana. - uśmiechnął się Liam.
-Ja mogę mieć nawet dwa. - powiedział cicho Niall.
-To świetnie. Jutro będziecie sami rano, bo idę o 10 do kosmetyczki, a mama będzie w pracy. Powinnam być po 12.
-Ah te dziewczyny. - zaśmiał się Zayn.
-Wybacz, ale ja muszę mieć zadbane paznokcie i resztę też, ale one są na pierwszym miejscu. - zaśmiałam się.
-Każdy ma jakąś swoją obsesję. - powiedział Louis.
-Tak własnie. Dobranoc. -  wyszłam z pokoju i pokierowałam się do swojego królestwa.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

WYSTĘP - CZ.6


Wakacje rozpoczęły się na dobre, a ja całymi dniami spędzałam je w domu. Było mi smutno, że Niall tak postąpił, że zdanie menadżera było ważniejsze. Nie rozmawiałam z nim już od dziewięciu dni. Usunęłam go ze skype, przestałam obserwować ich wszystkich na tt, żeby nie mieć prywatnych wiadomości. Dużo osób pytało się dlaczego już nie utrzymujemy kontaktu, ale nie odpowiadałam. Jak wcześniej mówiłam, zbliżyłam się z Eleanor, rozmawiałam z nią na ten temat, ale na szczęście nie osądzała mnie i nie stanęła po żadnej ze stron. To samo powiedziały Perrie i Danielle, które oczywiście też zasypały mnie pytaniami po tym jak pewnie Niall im o wszystkim powiedział.
Postanowiłam wyjść, aby się przejść, bo mama mnie bardzo na to naciskała. Nie wiem co jej tak zależało, ale jak chciała mnie się pozbyć z domu to mogła powiedzieć.
Wyprostowałam swoje włosy, które były już prawie do łokci, miałam prosty przedziałek, mama powiedziała, że mi w nim ładnie, szkoda, że Niall nie mógł zobaczyć mojej zmiany fryzury. Kurde, cały czas o nim myślę i to staje się już chore.. Muszę jak najszybciej o nim zapomnieć.
Pomalowałam się tak jak zwykle, fluid, korektor, tusz do rzęs i kreska do połowy oka na górnej jak i dolnej powiece. Dodałam jeszcze róż na policzki i było w miarę okej. Założyłam mój ukochany sweter z sową, ponieważ pogoda za oknem nie była zbyt przyjemna, mimo że był już lipiec. Do tego rurki i białe conversy.
-Ślicznie wyglądasz. - skomentowała mama. - Jak możesz wróć za jakieś dwie godziny, proszę. - uśmiechnęła się.
-Mamo co Ty kombinujesz? - spytałam. - Urodziny mam dopiero za dwa dni.
-Zobaczysz. Idź już. - ponaglała mnie.
Wyszłam z kurtką w ręce na wypadek gdyby miał padać deszcz i z kopertówką przewieszoną na ramieniu. Podwinęłam lekko rękawy i szłam przed siebie. Mimo nieukazującego się słońca na niebie, na dworze było sporo ludzi.
Zadzwoniłabym do Mattie, ale jest na zawodach w związku z akrobatyką. Ona ją trenuje, ja tylko i wyłącznie oglądam. Żałuję, że nie pojechałam z nią, przynajmniej bym się nie nudziła.
Wsiadłam do autobusu, który jechał do Krakowa. Co miałam robić? Po dwudziestu paru minutach byłam już na początku rynku, potem doszłam pod ambasadę amerykańską. Na przeciwko niej była kawiarenka, postanowiłam napić się tam kawy. Kawiarnia miała spory ganek, na którym były ułożone stoliki. Usiadłam przy jednym z nich i zaciągałam się wspaniałym zapachem Krakowa. Uwielbiałam to miasto.
W spokoju delektowałam się kawą, a potem ruszyłam na rynek. Jak zwykle było dużo turystów, którzy prosili o wskazanie drogi. Jedni po angielsku, drudzy po niemiecku. Jak to dobrze, że nie mam kłopotu z uczeniem się języków.
Spojrzałam na zegarek, minęły już trzy godziny odkąd wyszłam z domu. Zaczęłam się zbierać, bo z tego co pamiętałam  za jakieś piętnaście minut miałam autobus.
Oczywiście jak wracałam już do mojego domu, zerwał się wiatr i zaczął kropić deszcz. Zarzuciłam na głowę kurtkę i zaczęłam biec do domu. Gdy już byłam u siebie na ganku, zaczęłam dzwonić dzwonkiem, ale nikt nie otwierał.
Kazała mi nie przychodzić wcześniej niż za dwie godziny, minęły prawie cztery, a teraz jej nie ma, co ona kombinuje?, spytałam sama siebie.
Wygrzebałam klucze z torebki i weszłam do domu.
-Jestem! - krzyknęłam na cały dom, ale odpowiedziała mi głucha cisza.
Powiesiłam kurtkę i ściągnęłam buty. Pokierowałam się do kuchni, bo chciało mi się pic.
-Jezus! - krzyknęłam, gdy zobaczyłam siedzącego Nialla, Harrego, Zayna, Louisa i Liama. - Co wy tu robicie?
-Chcielibyśmy Ci wyjaśnić kilka kwestii. - zaczął Harry.
-Nie ma niczego do wyjaśniania. - odparłam oschle.
-Ugotowaliśmy obiad, usiądź, zjemy. - powiedział Liam.
-Możecie mi wyjaśnić jak to się stało, że jesteście w moim domu, gotujecie tutaj, a mojej mamy nie ma?! - wrzasnęłam.
-Ale my słyszymy. - chciał rozładować napiętą atmosferę Zayn. - Twoja mama o wszystkim wie, sama zadzwoniła do Nialla na skype i powiedziała, że chodzisz przygaszona od kilku dni.
No tak, moja mama dobrze umiała angielski, ale skąd miałam wiedzieć, że założy sobie konto na skype i z nim porozmawia.
-Aha. - odparłam. - Słucham. - usiadłam na przeciwko nich.
Louis zaczął odgrzewać kurczaka i ziemniaki, a czterej wpatrywało się na mnie i nie wiedzieli, który ma zacząć.
-Okej, miałaś rację, że to nie było fair wobec Directioner, że okłamałem ich z tą sytuacją z Perrie. - powiedział Zayn. - Ale uwierz, że każdy z Nas chce mieć odrobinę prywatności.
-Skoro to wyszło na jaw to po co udawałeś, że to nieprawda? - spytałam.
-Nie wiem, tak wyszło. - odpowiedział.
-Wiecie co? Nie chcę mi się z wami gadać, wiem jestem okropna, cieszę się, że chcecie to naprawić, ale ja nienawidzę kłamstwa i możecie być królową Elżbietą, ale ja i tak nie chcę mieć z Wami nic wspólnego, wiecie gdzie są drzwi. - wstałam od stołu i zaczęłam iść w stronę swojego pokoju.
-Kocham Cię. - usłyszałam za plecami głos Blondyna.
-Co? - odwróciłam się.
-Kocham Cię. - powtórzył. - Zakochałem się w Tobie, gdy tylko zobaczyłem Cię na scenie. Potem te nasze rozmowy, czułem, że nie mogę Cię stracić.
Zatkało mnie, nie wiedziałam co powiedzieć.
-My wyjdziemy. - powiedział Harry i poszli do salonu.
-Ty chyba żartujesz? - zaśmiałam się histerycznie. - I jak Ty to sobie wyobrażasz? Ja tutaj, Ty tam i wszystko w tajemnicy? - spytałam.
-Wiem, że nie jest kolorowo, ale może nam się uda, za dwa lata kończysz liceum, potem możesz wyjechać do mnie, jakoś to będzie, a co do ukrywania nie musimy tego robić, będę szczery. - popatrzył na mnie tymi swoimi błękitnymi oczyma.
-Nie wiem co powiedzieć... - zmieszałam się. - Muszę to przemyśleć. - odparłam. - Gdzie nocujecie?
-Twoja mama zaproponowała nam spanie tutaj, ale jeżeli chcesz możemy...
-Okej, idę do siebie, rozgośćcie się, jakby co to krzyczcie. - powiedziałam do Nialla i poszłam do swojego pokoju.
Nigdy bym się nie spodziewała, że sprawy potoczą się w ten sposób.