poniedziałek, 23 lipca 2012

ELEANOR - CZ.7


Do domu wróciliśmy jak gdyby nigdy nic. Chyba za wcześnie to się stało. Był już wieczór i trzeba było przyznać wszyscy byliśmy zmęczeni po podróży. Babcia pokazała nam pokoje do naszego użytku. Lou był razem z El, Dan z Liamem, Harry, Zayn i Niall byli razem, a ja z Mattie.
-Jestem wykończona. – powiedziała przyjaciółka, gdy leżałyśmy już w łóżkach.
-Ja też. – odparłam i przykryłam się bardziej kołdrą. Miałam na sobie zwykłą, za dużą koszulkę i majtki.
-Mogę Cię o coś spytać? – zagadnęła.
-Przed chwilą byłaś zmęczona, ale okej jeżeli musisz. – zaśmiałam się.
-Wydarzyło się dziś coś między Tobą a Niallem? Jakoś dziwnie się zachowujecie. Niby normalnie, ale widać, że jest między Wami jakaś bariera.
-A co niby miało się wydarzyć? Jest wszystko okej, kolegujemy się i tyle. – dziwnie mi było ukrywać ten pocałunek, ale uważałam, że chyba jeszcze za wcześnie, aby wiedział o tym ktoś inny niż ja i Nialler.
-No nie wiem, ale dziwnie się zachowujecie. Fajnie by było gdybyście byli razem, ale chciałabym wiedzieć wcześniej. – zakomunikowała Mattie.
-Obiecuję Ci, że gdyby coś to Tobie powiem pierwszej. – zaśmiałam się. –A teraz idź spać, bo wstajemy wcześnie. Muszę Wam tyle pokazać, a potem muszę iść do szpitala.
-Po co?
-Jak to po co? Przecież o to mi właśnie chodziło. Po to tutaj przyjechałam. – odpowiedziałam przyjaciółce na pytanie.
-Zabierzesz nas ze sobą?
-Na razie nie. Muszę zobaczyć jaka jest tam sytuacja. Ale obiecuję, że na pewno tam ze mną któregoś dnia pójdziecie. Mamy przed sobą trzy tygodnie. – zaśmiałam się.
-Dobrze. – zawtórowała mi. –Dobranoc.
-Dobranoc. – odparłam i przekręciłam się na lewy bok. Myślałam o tym wszystkim,. Trzy tygodnie z przyjaciółmi, potem trzy tygodnie sama. Nie mogli ze mną zostać z powodu iż chłopaki mieli potem koncert, Eleanor sesję, Danielle też swoje występy, a Mattie zawody w akrobatyce. Tylko ja byłam jakaś nieudolna. Do niczego w życiu nie doszłam, miałam tylko studia i pracę w redakcji. Co z tego skoro to tylko zwykła praca? W sumie lubię ją, to całe moje marzenia, ale nie można się nią przed nikim jakoś szczególnie pochwalić, nie wyjeżdżam nigdzie, siedzę tylko w wielkim biurowcu przed laptopem i piszę, odbieram przeróżne telefony. Co z tego, że dobrze jak na swój wiek zarabiam, skoro nie czuję się wystarczająco spełniona?
Myślałam tak do późna, potem zasnęłam. Obudził mnie śpiew ptaków. Przebrałam oczy i spojrzałam na zegarek. Była dopiero 8. Postanowiłam już wstać, bo cały dzień przed nami. Ubrałam się, umyłam, zrobiłam lekki makijaż, a włosy związałam w kucyk. Było bardzo słonecznie i cieszyłam się, że pogoda nam tak dopisuje, chociaż to dopiero pierwszy dzień.
Zeszłam na dół i zobaczyłam moją babcię, która robi śniadanie.
-O już wstałaś. Miałam was dopiero budzić. – uśmiechnęła się ciepło.
-Nie wiem czy by Ci się to udało, ale zawsze warto próbować. – zaśmiałam się. –Pomóc Ci?
-Już skończyłam, nakryj tylko do stołu. Tu masz wyciągnięte talerze. – wskazała na blat. Zrobiłam tak jak prosiła Babcia, a potem poszłam po kolei budzić resztę. Najpierw był pokój Danielle i Liama. Zapukałam, a potem weszłam i odsłoniłam im rolety. Słońce weszło do ich pokoju, a zaspany Liam zaczął majaczyć.
-Danielle zasłoń te rolety.
Na co ciemnowłosa odpowiedziała:
-Przecież to nie ja.
-Wstawajcie. Śniadanie już gotowe, a przed nami długi dzień. Za 10 minut widzę was w kuchni. – powiedziałam i wyszłam. Następny pokój był Lou i Eleanor. Ci też spali w najlepsze, więc tak Ajka poprzedniej parze odsłoniłam rolety, na co nie byli zadowoleni.
-Al. jeszcze 5 minut. – powiedzieli.
-Za 10 minut widzę was w kuchni na śniadaniu. Potem jedziemy.
-Gdzie? – spytali.
-Zobaczy się jeszcze. Ustalimy przy śniadaniu. Do zobaczenia. – uśmiechnęłam się i wyszłam. Potem poszłam do chłopaków, którzy o dziwo nie spali.
-Już na nogach? – spytałam zdzwiona.
-Też się dziwię, ale nie mogliśmy spać. – odpowiedział Niall.
-Kto nie mógł, ten nie mógł, to Ty ciągle gadałeś o .. – odparł Harry, ale Niall przerwał mu rzutem w niego poduszką.
-Nieważne, za 10 minut widzę was w kuchni. – uśmiechnęłam się i wyszłam. Potem poszłam po Mattie, która jeszcze spała, co do niej nie podobne, bo jest rannym ptaszkiem.
-Wstawaj, śniadanie czeka. – uśmiechnęłam się.
-Już idę. – zwlekła się z łóżka.
Poszłyśmy do kuchni, gdzie byli prawie wszyscy, oprócz Lou i El.
-Ci pewnie śpią, zaraz ja im urządzę pobudkę. – odparłam i poszłam nalać wodę do szklanek.
-Niech sobie pośpią, zmęczeni są. – zaczęła Babcia.
-Na starość się wyśpią. – uśmiechnęłam się i wparowałam do ich pokoju. Tak jak myślałam, spali w najlepsze. Chlusnęłam na nich dwie szklanki zimnej wody. Od razu się obudzili.
-Zwariowałaś?! – wydarli się.
-Śniadanie czeka. – zaczęłam się śmiać.
-Przecież mówiliśmy, że 5 minut. – odpowiedział Lou.
-A minęło już 15, więc nie marudźcie tylko chodźcie.
Naburmuszeni poszli do kuchni, zdążyli się wytrzeć tylko w ręcznik, ale ich włosy były mokre. Wszyscy przy stole śmiali się, ale gdy Lou spojrzał na nich lodowatym tonem od razu się uciszyli.
-A więc myślałam, abyśmy pojechali dziś nad jezioro. Pożyczyłabym od wujka ten wieli jego busik i tam byśmy się zmieścili, jak sądzisz babciu?
-No to dobry pomysł. – przytaknęła mi.
-A co wy o tym sądzicie? – spytałam resztę.
-Jesteśmy za. – krzyknęli jednocześnie.
-A więc macie godzinę na wyszykowanie się, ja za ten czas pojadę na zakupy, spakuję potrzebne rzeczy. – powiedziałam wstając od stołu.
-Ale chyba sama musisz zjeść. – powiedział Niall.
-Najadłam się, ale wam życzę smacznego, ja lecę. – uśmiechnęłam się i pobiegłam. Wujek bez problemy pożyczył mi swojego busika, który mógł pomieścić 10 osób. Był w świetnym stanie, jakbym brała go z salonu. Potem pojechałam do miasta, kupić jakiś prowiant. Była już 10, tym razem to ja się spóźniałam. Jechałam do domu jak najszybciej się dało, po 10 wjechałam, a wszyscy byli już na dworze.
-Jesteście gotowi? – spytałam.
-Prawie, Mattie z Harrym się jeszcze grzebią. – odparł Zayn.
-Dobra to ja idę przebrać się w strój i wziąć swoje rzeczy, za 15 minut jestem.
Tak jak powiedziałam, tak zrobiłam.
Byli wszyscy, zapakowaliśmy się i ruszyliśmy w podróż. Samochodem nad jeziorko było pół godziny. Całą drogę śpiewaliśmy.
Gdy byliśmy za miejscu, wypakowaliśmy  ręczniki, koce, torby. Poszliśmy na piasek, dosłownie było tu jak na plaży.
Rozłożyliśmy się, mnóstwo osób robiło nam zdjęcia, ale mieliśmy to gdzieś. Z dziewczynami nasmarowałyśmy się i zaczęłyśmy opalać, natomiast chłopcy poszli od razu do wody. Bawili się jak dzieci. Zamknęłam oczy i zaczęłyśmy z dziewczynami rozmawiać.
-Co jest między Tobą a Niallem? – zaczęła Eleanor. Boże, jeszcze mi tego brakowało.
-Nic, a co ma być? – spytałam.
-Harry wspominał coś o waszym całowaniu. – powiedziała nagle Danielle, a ja oblałam się rumieńcem.
-To prawda?! – krzyknęła Mattie.
Nie chciałam już nikogo okłamywać więc się przyznałam.
-Dlaczego nie powiedziałaś? – spytały.
-Czym miałam się chwalić? Myślałam, że on też chce, aby to zostało między nami, ale widocznie się pomyliłam.
-Uwierz mi, Niall jest w Ciebie wpatrzony jak w obrazek. Co nie powiemy to słyszymy, Alice to, Alice tamto. – powiedziała Dan, a Eleanor z Mattie jej przytaknęły.
-To co ja mam robić? Nie znamy się na tyle .. – zaczęłam, ale El mi przerwała.
-A myślisz, że my z Lou się długo znaliśmy? Po jakiś dwóch tygodniach zaczęliśmy chodzić na randki, a po miesiącu zaczęliśmy być parą. Wy znacie się już ponad tydzień, więc uwierz mi, że pójdzie jak po maśle. Weź przykład z Mattie, oni już z Harrym coś kręcą.
-Dobra zobaczy się. – ucięłam rozmowę.
Dziewczyny zrozumiały, że nie chce mi się na ten temat gadać i dały mi spokój. Teraz każda z nas w ciszy i spokoju się opalała, no nie na długo, bo po jakiś 15 minutach poczułam zimno na moim ciele. Otworzyłam oczy, a na mnie leżał przytulony Niall. Zaczęłam piszczeć:
-Cholera, jesteś cały zimny!
Dziewczyny miały podobnie, bo na każdą wskoczył jej chłopak, no Mattie oficjalnie z Harrym nie była, ale wiadomo  o co chodzi. Tylko Zayn był normalny i zaczął flirtować z jakąś napotkaną dziewczyną.
-Jak dasz mi buziaka to cię puszczę. – szepnął mi do ucha blondyn.
-A jak nie dam to będziesz tak na mnie leżał? – spytałam.
-Jasne. – zaśmiał się.
Pocałowałam go w policzek i zażądałam, aby zszedł.
-Ale mi chodziło o takie w usta! – oburzył się.
-Nie mówiłeś gdzie, a teraz złaź. – zaśmiałam się.
Zszedł ze mnie z niezadowoloną miną.
-Kto jest głodny? – spytałam.
-Ja! – przekrzykiwali się jedno przez drugie.
Dałam im bułki słodkie, owoce i colę.
Potem poszliśmy wszyscy do wody, było fajnie, a czas tak szybko leciał. Gdy siedzieliśmy na ręcznikach poczułam jak nagle ktoś bierze mnie na ręce i biegnie do wody.
-Niall co Ty robisz?! – spytałam.
-Idziemy popływać. – zaśmiał się.
-Ale ja nie chcę. – chciałam się wyrwać, ale był silniejszy. –Rozumiem chcesz buziaka.
-Bystra jesteś. – zaśmiał się.
Niall był już do połowy w wodzie, a ja czułam na mojej pupie zimną wodę.
-Puść mnie na chwilę. – poprosiłam.
-Nie. Jak dasz mi buzi to dopiero wtedy możesz liczyć na uwolnienie. – zaśmiał się.
Oplotłam jego szyję i delikatnie musnęłam jego usta. Potem on przejął inicjatywę i całowaliśmy się jak opętani. Nie obchodziło nas, że dookoła są obcy ludzie, papparazi i nasi przyjaciele. Liczyliśmy się my.
-Teraz mnie puścisz? – spytałam, gdy oderwaliśmy się od siebie.
-Jasne, ale nie chcę żebyś wyszła z wody jako moja przyjaciółka. Chcę żebyś była kimś więcej. – wyjąkał z siebie, widziałam ile to musiało go kosztować.
-Poczekajmy z tym. Pochodźmy na tak zwane randki, a potem się ułoży, poznajmy się lepiej. – szepnęłam mu do ucha. – Zależy mi na Tobie, cholernie. – dodałam.
-Jak chcesz, będę czekał. Mi na Tobie również. – powiedział puszczając mnie.
Wyszliśmy z wody trzymając się za małe palce. Naszym przyjaciołom poopadały szczęki, gdy zobaczyli co się stało w wodzie.
-Wyglądacie jakbyście zobaczyli ducha. – skomentowałam.
-Chyba nam słoneczko przygrzało, albo wy się całowaliście. – powiedziała ledwo Eleanor.
-Chyba jednak z wami w porządku. – zaśmiał się Niall.
Spojrzałam na zegarek, było już po 13.
-Ja się będę zbierać, wy tam macie knajpki, możecie tam iść na obiad, ale nie zastawiajcie tego bez opieki. Ja teraz lecę do domu się ogarnąć i do szpitala. Przyjadę po was około 17? 18? Jeszcze się zdzwonimy. – powiedziałam zakładając bluzkę i krótkie spodenki.
-Okej, ale szkoda, że już Cię nie będzie. – skomentowali.
-Jeszcze będziecie mieć mnie dość. – zaśmiałam się i ruszyłam w  stronę samochodu.
Pojechałam do domu, odświeżyłam się i ruszyłam do szpitala, ale samochodem babci.
Tam nic się nie zmieniło. Mnóstwo dzieci, mało miejsc, rodzice, którzy walczą o zdrowie swoich pociech. Serce krajało się na samą myśl.
-Dzień dobry. – przywitałam się z ordynatorem onkologii.
-Witaj Alicjo. – odparł ciepło i mnie przytulił. – Wiedziałem, że przyjedziesz.
-Jestem tu z przyjaciółmi, będę przez trzy tygodnie zaglądać tu na 2 – 3 godziny, nie wiem czy uda mi się codziennie, ale się postaram. Później, jak będę już sama, będzie tak jak zawsze, czyli od rana do wieczora. – zaśmiałam się.
-Cieszę się, że nam pomagasz, naprawdę, ale nie musisz przejmować się tak bardzo. – powiedział.
-Jak mam się nie przejmować, przecież to część mojego życia. Co się dzieje doktorze? – spytałam.
-Nie jest dobrze, nie mamy pieniędzy na leki, sprzęt się cały rozpada. Szpital jest zadłużony – powiedział ze smutkiem.
-Postaram się temu zaradzić. – pocieszyłam go.
-Nie Alicjo, nawet Ty nie zdołasz uzyskać  5 milionów na to, aby było dobrze. – odparł ze smutkiem.
-Coś wymyślę. – poklepałam go po ramieniu. – A teraz idę do dzieciaków. Muszę poznać tegorocznych pacjentów.
Poszłam do świetlicy, gdzie zazwyczaj byli pacjenci o tej porze. Przywitałam się i starałam się być silna. Gdy po dwóch godzinach wyszłam stamtąd zwyczajnie się rozpłakałam. Nie umiałam pomóc tym biednym dzieciom, skąd miałam wziąć tak wielkie pieniądze na ich leczenie? Na zadłużenia szpitala? Na nowe sprzęty? Byłam w kropce.
Pojechałam do domu po samochód, ale wciąż byłam cholernie przygnębiona.
--------------------
Mam nadzieję, że się podoba.

2 LATA 

kissonme


xx

2 komentarze: